środa, 18 marca 2009

muzycznie

Spam sprzed sekundy:" Wrozka Elwira zawiadamia: ktos wpisal Twoj numer gadu gadu uzywajac opcji "Rzuc klatwe". Aby dowiedziec sie wiecej, kliknij..." Czyli mnie tez, zaraz po Sledziu, dotknela klatwa Wrozki Elwiry. Czuje sie troche zaszczycony.

Tetris wypuscil w net nowe kawalki. "Takie to zwyczajne" powiedzial Mikolaj Tkacz kiedy mu dalem linka do mejspejsa Teta. W sumie sie zgadzam, ale dla mnie to zaleta w tym przypadku.

Wieczor i kawalek nocy poswiecilem na sluchanie Merzbowa, czyli japonskiego noise. Bardzo interesuje mnie muzyka, w ktorej nawet nie dekonstruuje sie muzyki (bo to robia swietnie producenci hip hopowi a z innej beczki Mr Oizo), tylko koncentruje sie na samej fakturze, rezygnujac swiadomie z formy utworu. Sluchanie tego jest dla mnie bardzo relaksujacym zajeciem, ale o tyle trudnym, ze potrzebuje odciecia wszystkich pozostalych bodzcow. Jest to ciekawe w podobny sposob, jak sluchanie odglosu silnika w autobusie, kiedy po dluzszej chwili zaczyna sie zauwazac, ze nie jest to jeden dzwiek a kilka roznych skladajacych sie na wspolna calosc.

Moje poszukiwania polaczenia free jazzu polaczonego z muzyka konkretna, a jednoczesnie dystansujacego sie od formy utworu muzycznego nadal trwaja. Poki co nadal najblizej jest Sun Ra.

poniedziałek, 16 marca 2009

nadciagaja czarne cummulusy

No coz, jestem zlym czlowiekiem. W poWSKowym spotkaniu w Kawangardzie, w trakcie rozmow i przerzucania sie anegdotkami powrocila sprawa mojego sposobu promocji blogaska. Coz, musze sie przyznac, ze to jednak troche byl social engineering i to jednak troche byl marketing wirusowy. Coz, sam jestem w sumie przeciwnikiem takich metod (co nie znaczy ze z nimi walcze, po prostu widze ze istnieja i biore na nie poprawke). Jednak swiadoma konsumpcja jest dla mnie wazniejsza i mniej utopijna niz smieszny buntowniczy antykonsumpcjonizm 15 latkow w koszulkach Che Guvary.

Smieszne dla mnie niestety jest, ze ludzie, ktorzy kreuja sie na przeciwnikow manipulacji i wielkich bojownikow o wolnosc jednostki, jednoczesnie tak latwo daja sie manipulowac. Ze odrzucajac "zalezne media", "trucizne" telewizji nie znaja metod wykorzystywancy przez media i w momencie jak sie je zastosuje w stosunku do nich, to lykaja to jak mlode pelikany.

To co ja zrobilem bylo jednak niewinna zabawka w stosunku do tego, co moga zrobic wielkie koncerny z ich think tankami i armia spin-doctorow. I jest to troche przerazajace. Podobny temat co u Moore w Watchmenach. Nie mowie juz o tym, ze moge sobie na przyklad zalozyc fundacje ratujaca kanadyskie foki (gratulacje za demonstracje pod ambasada Kanady w Warszawie - Canada couldn't care less) i koszac gruby hajs na Unii i procentach z podatkow, zatrudnic jakiegos oszolmskiego ekologa, ktory pociagnie armie zbutnowanych nastolatkow, ktorzy beda generowac rozne demonstracje i inne dzialania pozorne. Bush dokonal inwazji na Irak z powodu niestniejacej broni atomowej. Czy mozna uzyskac poparcie ekologow w celu dokonania inwazji na kraj, ktory dajmy na to zatruwa wode i poluje na jakies zwierzeta? Jeszcze nie. A w przyszlosci?

niedziela, 15 marca 2009

wsk i dwa "afterki"

Coz, bylem na WSK. I przeczytalem sprawozdanie z tej imprezy z Esensji. Byc moze moje
wrazenia sa nieobiektywne. Na Esensji napisali: "Podczas pierwszego dnia Warszawskich Spotkań Komiksowych rejwach był niesamowity – wnętrze Palladium przypominało płonący ul, zwłaszcza w godzinach południowych. Jednak do wieczora dotrwali jedynie najtwardsi." Ja mialem raczej odwrotne wrażenia. Fakt, nie byłem od rana. Fakt, wiekszosc imprezy tak naprawde spedzilem "na piwie" i kawie zalewanej w szklance w Grazynce - bardzo ciekawym lokalu, ktory w samym centrum Warszawy oferuje namiastke PRLu. Ale jak wpadalem na "Duza sale", na ktorej odbywaly sie prelekcje, to raczej swiecila ona pustkami. Czasem naprawde szkoda, bo goscie byli naprawde ciekawi. Jak pewien brodaty i wlochaty jegomosc sprowadzony przez Timofa, ktorego personaliow nie znam (jegomoscia nie Timofa), ale prowadzil on moderowane przez Daniela Chmielewskiego "one man show" z takim zaangazowaniem, jakby na sali bylo 500 osob. A bylo na oko tak okolo 20. Albo i mniej. Za to na bitwach komiksowych, ktore konczyly impreze, bylo juz full ludzi zajmujacych zarowno miejsca siedzace jak i stojace. Z innych refleksji - chyba wszyscy ktorzy pisza o komiksach i kupuja komiksy sa zarowno ich tworcami. Ah i pieniedzy wydalem wiecej niz zamierzalem ale i tak mniej niz potrzeba. To znaczy kupilem Maszina, Sfara od Kingpina i "To ja zabilem Adolfa Hitlera" od Jasona. Strasznie zaluje ze w budzecie nie zmiescil mi sie Jeju, Rry, Dick4Dick (chociaz Unka mowi ze to chuje), Fun Home, Oskar Ed i kilka innych rzeczy.

Po krotkim "afterparty" w kawangardzie (jak sie ma kawe w nazwie, to przydaloby sie zeby kawa byla jednak lepsza, chociaz bonus za to, ze cappucino to rzeczywiscie espresso ze spienionym mlekiem a nie trudny to zidentyfikowania "napój" z torebki), zawinalem sie na afterparty po afterparty, czyli ustawilem sie "na skarpce" z ludzmi juz nie zwiazanymi z komiksem. Pilismy piwo, darlismy jape i rzucalismy butelkami. Ciesze sie, ze po jakis dwoch latach spotkalem wreszcie Lysego a.k.a. Hydraulika. Bo caly czas mam w pamieci, jak kiedys wracalismy nad ranem po imprezie metrem i uraczyl mnie zajebistym wykladem na temat sniadan w Mc Donaldzie i dlaczego sa one chujowe. Nie bede przytaczal argumentow, bo po prostu nie potrafie powtorzyc tej prelekcji. Ale byla ona swietna.

Pogadalismy sobie o zyciu. Fajnie uslyszec czasem, ze kogos tez wkurwiaja podobne rzeczy jak i mnie. Ze ktos tez zauwaza, ze w gruncie rzeczy Polacy sa spolaryzowani pomiedzy wyznawcow Ojca Rydzka i Ojca Michnika i wlasciwie istnieje spoleczny przymus, zeby opowiedziec sie po strone jednego z Ojcow Dyrektorow. Ze ci, ktorym sie wydaje, ze walcza z systemem sa w istocie najbardziej przez system dymani i kupuja szyte przez Chinskie dzieci koszulki z podobizna Che Guvary. Ze Waszka G jest kolesiem centralnie z kosmosu, ale udalo mu sie stworzyc haslo "zycie jak maczeta", ktore idealnie oddaje zlozonosc zycia ludzkiego. Ze Gracjan jest kolezka, ktory nakrecil siebie jak biega bez majtek i smaruje sie blotem spiewajac piosenke o motylkach i to juz wystarczylo, zeby wzieli go do reklamy Media Marktu. Ze koles, ktory zalatwia milionowe kontrakty potrafi sie wysrac w kiblu, nie spuscic po sobie wody i nie umyc rak, chociaz wydawalo by sie, ze powinno sie od niego oczekiwac jakiejs tam kultury. Ze demokracja jest ustrojem najblizszym anarchii, a w spoleczenstwie (ktore bedzie glosowac raz na Pis raz na SLD na zmiane), wystarczy ze jest 51% ludzi glupich, zeby rzadzili pozostalymi 49%. I tak dalej.

poniedziałek, 2 marca 2009

smietnik 3

W Gazecie Wyborczej wlasnie odkryli viral marketing. Gratulacje. W sama pore. Mam znajoma, ktora sie tym zajmuje (organizacja, nie klepaniem opinii). Od 4 lat.

Ostatnio dochodze do wniosku, ze duzo tracimy przez to, ze ladny kawalek czasu temu, ktorys z naszych przodkow przez przypadek wrzucil antylope do ognia. To, ze surowa ryba jest dobra, to wie kazdy. Bo sushi lubi kazdy. Carpaccio ewidentnie jest zajebiste, tatar rowniez. Proscutto (takie suszone, nie gotowane) - mniam jak najbardziej. Za to, jak rozmawiam ze znajomymi, to nie za wiele osob dzieli moja pasje do stekow bardzo mocno rare, czyli tylko lekko sciete na wierzchu, a wewnatrz mocno krwiste. A do takiej refleksji sklonila mnie sytuacja z dzisiejszego poranka. Robilem jajka na miekko, niechcacy wylaczylem wode i jajka wyszly surowe. Ale zjadlem je w takiej postaci, bo okazaly sie bardzo smaczne. Nie bez zwiazku jest pewnie fakt, ze to nie sa jajka fermowe.

Nie dziala mi hypemachine, a chcialem zarzucic jakimis lanserskimi lineczkami do nowych kawalkow. Trudno, powyciagam suchary z majspejsa.

Shawty Redd - producent hip hopowy. Ujal mnie tym, ze kiedys mial obrazek pani tanczacej na rurze w strip clubie z podpisem "I support single moms". To co robi, to polaczenie takiego klasycznego RNB w wydaniu Motown z hip hopem (oczywiscie), oslizglymi syntetyzatorami a'la lata 80, oslizglymi vocoderami a'la Daft Punk czy Cher.

Izza Kizza - pan z zupelnie innej bajki, czyli odlot w stylu Missy Elliot ale w meskim wydaniu. Na szczegolna uwage zasluguje Red Wine - zabojczy miks etnicznego motywu, neurotycznego riffu na wysokich rejestrach pianina, buczacego syntha i ostatnio modnych w hip hopie stereofonicznych bebnow.

poniedziałek, 23 lutego 2009

smietnik 2

Wystartowal nowy webkomiks KRLa. Jakis czas temu KRL probowal sil w webkomiksie, ale zrazil sie niska ogladalnoscia blogaska. Teraz poszedl po rozum do glowy i wraz z Kultura Gniewu wystartowal z komiksem Waz, szeptucha i stary kredens. Zapowiada sie szczerze mowiac zajebiscie. Strona 1 i 2. Na razie jest tyle. Reszta na blogasku KG.

Tajemniczy Robert W. podrzucil mi lineczka do digaska http://niemarwel.digart.pl/. Rzeczywiscie ciekawe.

Michal Sledzinski donosi na swoim blogasku, ze zakonczyl prace nad drugim zeszytem Wartosci Rodzinnych. Przy okazji przekonal sie, ze krytykowanie rodziny jako podstawowej jednostki spolecznej moze byc niebezpieczne, bo mozna sie narazic na niewyszukane w formie zaloty "zneurotyzowanych feministek", czy co gorsza zostac przez takie jednostki spoleczne uznany za "swojego". Chyba bezpieczniej rysowac komiksy patriotyczne.

Kilka przykladow piosenek z mojego ulubionego gatunku - 3 dzwieki, mocny rytm i 100% energii. W tej stworzonej na potrzeby tego wpisu kategorii, niekwestionowanymi mistrzami sa Neptunesi i Timbaland, w zwiazku z czym zdominuja ponizsze linkowisko:


Clipse - Grindin
Luda - Southern Hospitality
Clipse feat. Birdman - What happened to that boy
Missy Elliot - Wake up
Timbaland feat Jay-z - Lobster and Scrimp (;))
Queen - Another one bites the dust (to mialo w ogole teledysk ,taki nie koncertowy?)
Michael Jackson - Billie Jean
Isaac Hayes - Theme from shaft (tu jest wiecej dzwiekow, ale nie oszukujmy sie najwazniejszy jest rytm!)
James Brown - Sex machine

Zdecydowanie funk byl jedna z 5 najlepszych rzeczy, jakie przydazyly sie muzyce.

piątek, 20 lutego 2009

Tluc bucow!

Znowu nie mam czasu pisac na moim blogasku. I znowu swedzi mnie klawiatura. Trudno.

Ostatnio, postawiony w niektorych sytuacjach zaczynam sie czuc jak koktajl najgorszych cech Adasia Miauczynskiego i superbohatera Wilq'a z Opola. Taka scenka na przyklad dzis. Miejsce: Warszawa, Empik Junior, czas: 9:30. Osoby dramatu - ja i pan z obslugi klienta.

-Dzien dobry, szukam World of Goo, bo nie mogle znalezc. city Interactive to chyba wydal.
-Aaa, zaraz poszukam. Ale nie mamy, mielismy 60 sztuk, ale poszlo przez pierwsze dwa dni. moge panu sprawdzic w innych empikach. Gdzie panu najblizej?
-No centrum.
-Tak, to w centrum nie ma juz w ogole. W Arkadii sa dwie sztuki, ale to mozna zalozyc ze juz ich nie ma.
-A kiedy beda panstwo mieli.
-W marcu.

Opada dokladnie wszystko. City interactive gratulujemy zajebistej logistyki i swietnej dystrybucji. Ja akurat dorwalem jeszcze egz. w Wola Parku (19,99 co jak za gre tak nowatorska i tej jakosci to prawie darmo), ale ciekaw jestem ile osob zostalo postawionych w podobnej sytuacji. I ile osob te sume zainwestowalo w konto na rapidshare.

Z bucowy trzeba wspomniec o pewnej sytuacji. W tzw. "branzy elektronicznej rozrywki" raczej wszyscy sa z nia zapoznani, bo sam dostalem juz 4 razy na gie gie linka do bloga Michala Sledzinskiego i dyskusji pod nim. Swoja droga, zaraz ktos napisze, ze wszystko mi sie z dupa kojarzy, ale pan z choroba przenoszona droga plciowa w nicku, probuje wszystkich na okolo wydymac, a na jego portalu o chomikach, chomiki maja galy wytrzeszczone jakby ktos im parokrotnie przeszorowal odbyt swoim wyciorem. Dziwne.

wtorek, 17 lutego 2009

mejd in czajna

"To jest moj protest song przeciwko protestujacym"

Troche juz nieaktualne, ale nadal dosyc blyskotliwe.

"Zanim zaczniesz rewolucje, bo jest wlasnie moda
To sprawdz gdzie zrobili twojego ajpoda."

http://hhziomek69.wrzuta.pl/audio/A3CPJsMlSW/tede_-_made_in_china

nie moja wrzuta jakby co

niedziela, 15 lutego 2009

nie mam pomyslu na tytul

Nie mam za bardzo czasu na pisanie notki, to tylko zapodam linka do nowego kawalka hh, ktory dzis namierzylem. Oczywiscie na feacie moj ulubiony Mes. warto.

http://www.youtube.com/watch?v=FH_nmoWwu2s

piątek, 13 lutego 2009

polecanki macanki

Ostatnio pyram sobie po Digasq i namierzylem kilka osob, ktorych prace warto obejrzec. Digasek ma ta wade, ze jest na nim sporo gowna. No i troche rzeczy naprawde wartych uwagi. Lecimy po kolei co tam mi sie udalo wygrzebac:

http://kitchenbizmo.digart.pl/ - czyli znana niektorym Kitchen Bizmo. GENIALNE fotomontaze (http://www.digart.pl/praca/2524882/Mam_klej_mam_nozyczki.html i pierwszy znany mi komiks feministyczny, ktory procz tego ze jest femnistyczny to jest jeszcze dobrym komiksem (http://www.digart.pl/praca/3129150/Kosmopolitanczykowianecka.html) Ah, zapomnialbym o najwazniejszym. Ona nie goli nog w holdzie Tove Jansson!

http://tiririri.digart.pl/ - GENIALNE, poetyckie i bardzo wrazliwe litografie. http://www.digart.pl/praca/3141542/niebieskie_zamulaki.html

http://panmalabrew.digart.pl/ - troche genialnych prac, troche gownianych. ale warto zajrzec. dla tych genialnych. na przyklad tego: http://www.digart.pl/praca/3097631/027.html

http://grzegorz8smy.digart.pl/ - nie wiem czy to malarstwo czy fotomontaz wlasciwie i jak to zakwalifikowac, ale bardzo mnie to bierze http://www.digart.pl/praca/3093879/li_kejm_in_pis.html

http://bulka.digart.pl/ - swietny styl

http://atrapa.digart.pl/

http://anathos.digart.pl/ - oja. http://www.digart.pl/praca/3176350/el_Ladron.html

http://aleksandralubinska.digart.pl/

to to wygrzebane rzeczy z tego tygodnia.

smietnik

Mam slaba wole. Serio. Ale nie ja jeden. Znowu zalozylem sobie, ze nie bede pil wodki. Jeszcze przed spotkaniem, gadalismy z Pawlem, ze jednak ja nie, bo na rano mam zajecia, on nie, bo niedawno pil i ma dosyc. Coz. Flaszka sie pojawila. A ja po 4 piwach dolaczylem do konsumpcji. No ale za to sobie pozwiedzialem Warszawe noca, a akurat padal piekny snieg.

Pozatym stalem sie mimowolnym uczestnikiem one-woman internet drama. Nic wiecej nie napisze, to taki bonusik dla pyrajacych po roznych blogasqach. Nic wiecej nie napisze, bo chociaz zabrzmi to dziwnie, to osobe, ktorej to dotyczy lubie i szanuje, co niekoniecznie przeklada sie na to, ze ona lubi i szanuje mnie. Zycie.

Znowu sie wrobilem z koszulkami. To znaczy od jakiegos czasu maluje sobie koszulki. Czasem przychodze w nich na zajecia. I czasem ktos mnie pyta, skad mam taka koszulke. Zgodnie z prawda, odpowiadam, ze sam sobie zrobilem. No i wlasnie musze zrobic dwie dla dwoch kolezanek. Zeby bylo sprawiedliwie, dodam, ze jakies tam prywatne korzysci natury towarzyskiej tez sobie z tego wyciagam.

Digasek (www.digart.pl) cos sie zmienia. Nie wiem do konca o co chodzi, ale ostatnio na digart dnia wybieraja naprawde dobre prace. I nie ma zadnej pani z mieczem i skrzydlami i temu podobnych atrakcji! Serio!

W piatkowym kulturalnym dodatku do Dziennika jest jak zwykle genialny felieton Pilcha. O ile do Pilcha jako czlowieka mamy niejakie zastrzezenia, to trzeba to powiedziec, ze pisarzem i felietonista jest genialnym. Polecam.

gotuj z Kuroniem

Dzis bedzie znow kulinarnie. Czyli lekko Wloski przepis na moje ulubione ostatnio danie - makaron z owocami morza. Robi sie to genialnie szybko, prosto, a powstaly posilek jest dobrze zbilansowany (zawiera i witaminy i dobrze przyswajalne, pelnowartosciowe zwierzece bialko, bialko roslinne, weglowodany, sporo blonnika) i nie jest taki drogi jak by sie wydawalo. No i podobno (a tak twierdza naukowcy) zycie na ziemi wyszlo z morza, wiec dochodzi nam aspekt ontologiczny;)

Potrzebujemy:

Owocow morza - mrozone w Auchanie, sprzedawane luzem, 19,90 za kilo. Wychodzi mniej wiecej tyle samo co dobre mieso, a uzywa sie tego niewiele, garsc na porcje spoko wystarczy. Mieszanka zawiera kalmary, malze, krewetki koktajlowe i osmiorniczki. Nie jest to do konca to samo, co zjemy we Wloszech (tam maja swieze, wylowione prosto z morza), ale da sie przezyc.

Makaronu. Tu jest problem. Dlatego, ze sprzedawane u nas makarony, nawet te podobno wloskie, niestety roznia sie w smaku i konsystencji od tego, co zjemy czy kupimy we Wloszech. Jako tani zamiennik kupujemy makaron wloski w Biedronce. No ale, jak zaznaczylem wczesniej, jest to danie pseudowloskie. Jest tani, nie rozgotowuje sie i zachowuje jakies tam wlasciwosci al'dente. Probowalem wloskiego makaronu z Lidla i tez jest spoko.

Oliwy. Niestety extra vergine czyli z pierwszego tloczenia. Czyli najdrozsza. Ale konieczna.

Dwóch zabków czosnku. Nie wymaga komentarza.

Wina. Troche. Tutaj popelnie swietokradztwo i dodam czerwone wino. Tylko ostroznie! Czerwone jest ciezsze od bialego i niestety zabarwi nam danie na kolor lekko rozowy. Ale doda aromatu, ktorego nie osiagniemy w inny sposob. Bialego w tej chwili na stanie nie posiadam.

Uzywamy wina stolowego z Lidla sprzedawanego w kartonach 1,5 litra za 9,99 pln. Somelierzy sie rozczaruja, ale jak za ta cene to rewelacja. Zarowno biale jak i czerwone.

Soli.

Warzyw mrozonych. Nie calej torebki tylko doslownie garsci.

Troche natki.

I uwaga, naprawde NIE POTRZEBUJEMY PARMEZANU CZY INNEGO TARTEGO SERA. Smak zarowno parmezanu jak i owoców morza jest na tyle intensywny, ze w jednym daniu beda sie gryzly.

Podstawa to dobre rozplanowanie pracy, które pozwoli nam uzyskac pyszny rezultat w czasie 15-20 minut, jak ktos sie sprezy to i krotszego. Wpierw wstawiamy wode na makaraon i czekamy az sie zagotuje. Kiedy zacznie wrzec, odpalamy napelniony woda (sugeruje oligocenska albo inna dobra, nie kranowke) czajnik elektryczny. Wrzucamy makaron do osolonej wody i przykrywamy. Makaronu wrzucamy doslownie garsc, bo przeciez dbamy o linie.

Bierzemy dwie miski, do jednej wrzucamy garsc mrozonych owocow morza, do drugiej garsc warzyw i zalewamy wrzatkiem. Na patelnie wlewamy oliwę, przeciskamy przez praske dwa zabki czosnku i rzucamy na patelnie. Teraz potrzeba wyczucia, zanim czosnek zacznie brazowiec, wlewamy maly chlust wina i czekamy az wyparuje alkohol. Odcedzamy na sitku owoce morza i warzywa i rzucamy na patelnie. Zmniejszamy gaz.

Teraz zajmujemy się makaronem. Probujemy czy jest juz ok. Sugerowalbym nie zwracac uwagi na podany na torebce czas gotowania, tylko po prostu probowac. Idealny moment, to taki, kiedy makaron jest lekko sliski na powierzchni, sprezysty, rozgryziony stawia opor, a wewnatrz ma takie charakterystyczne cos, ktore powoduje lekkie chrupniecie przy rozgryzaniu.

Kiedy makaron juz jest dobry, wrzucamy go na patelnie, laczymy z sosem i jeszcze chwile trzymamy na ogniu, aby smaki sie polaczyly. Wrzucamy do miski i posypujemy niewielka iloscia natki pietruszki, ktora wyciagnie nam smak owocow morza i genialne dopelni kompozycji. W wolnej chwili uzupelnie ten wpis smacznymi zdjeciami, bo na razie nie moge znalezc kabelka do zgrywania fotek:)

wtorek, 10 lutego 2009

czesio i spółka

Codziennie przejeżdzam Marszałkowską przez centrum Warszawy i jestem zmuszony oglądać widowiskową reklamę Włatców Móch. Nie ukrywam, że z tym serialem mam problem. Mam problem, bo dla mnie to jest wielkie intelektualne oszustwo i medialne kurestwo.

Jest sobie taki serial South Park. South Park ma warstwy. Jak ogry. Jest to serial złośliwy, wywrotowy, inteligentny, ale złośliwość przemycający pod płaszczykiem dowcipu koszarowego. Czyli dla osób mniej ogarniętych, jest ten klozetowy humor, dla bardziej ogarniętych - ta druga warstwa. Jak mały Jasio widzi South Park? No, są sobie dzieciaki, przeklinają, pokazują dupy, pierdzą i opowiadają dowcipy o swoich matkach. Jak mały Jasio widzi South Park? No właśnie... Włatcy móch...

Gratuluje twórcom sukcesu, bo udało im się dotrzeć do całej rzeszy tej młodszej młodzieży - tak od 10 do 15 roku życiu w taki sposób, w jaki nikt nie próbował. Ale przykro mi, że mimo ogromnego sukcesu nikt nie próbuje przekuć tego serialu w coś wartościowego i właściwie jest to po prostu South Park wykastrowany z tej krytyki zachodniej cywilizacji i naszych czasów.

znad talerza

W ramach konsumpcji makaronu z owocami morza (w Oszą sprzedaja mrożone na kilogramy za 17 zeta, polecam, dobre, tanie i wystarczy zalać wrzątkiem) naszły mnie refleksje na temat wegetarianizmu, weganizmu i innych ekstremów żywieniowych. I jakoś tak postanowiłem to na szybko ubrać w słowa.

Jedna znajoma, żeby nie używać prawdziwych imion, nazwijmy ją Olą, jest wegetarianką. Ola złamała kość sródstopia. Pewnie zagorzali działacze proekologiczno-wegańscy powiedzą, że to nie ma nic wspólnego z jej dietą. Moim zdaniem ma. Ale być może rzeczywiście jest to przypadek, że ktoś we własnym domu, źle stąpając łamie sobie nogę. Ok. Jednak ta kość śródstopia nie chce się zrosnąć. Ok, przypadek nie mający nic wspólnego z dietą. Ja sądzę inaczej. Lekarz też. I Ola po woli też zaczyna sądzić inaczej, ostatnio stwierdziła, że pieprzy zwierzęta, chce żeby jej sie stopa zrosła, wróciła do produktów zwierzęcych, je ryby. Nie mam nic przeciwko wegetarianizmowi i weganizmowi, jeśli jest wyborem. Jeśli staje się religią, nie no, nazwijmy rzecz po imieniu - sektą, którą promują osoby nie mające pojęcia o żywieniu i dobrym zbilansowaniu diety, to robi się to delikatnie mówiąć, jesli nie szkodliwe to chociaż mało wiarygodne. Uwierzylibyście księdzu, który głosząc kazanie pociąga whisky z gwinta i posuwa prostytutkę? Cóż, ja też jakoś nie wierze osobom z nadwagą czy wyglądajcym jak szkieletor z He-Mana, że ich dieta jest zdrowa. Buziaczki.

niedziela, 8 lutego 2009

pokolenie 8 bitów?

Ostatnio, przy okazji kilku wydarzeń dorwała mnie nostalgia. Mój brat wreszcie przyniósł wyniesionego do kolegi xboxa. Kupiłem nowy komputer. Nie jest to sprzęt do grania, co wcale nie przeszkadza mojemu bratu. Wrócił ze sklepu z pudełkiem zawierającym Fallouta 3 i blokuje mi dostęp. Cóż, trochę go rozumiem (i dlatego nie przepędzam), bo sam zarwałem kilka nocy grając w pierwszą i drugą część. Wtedy na jego kompie. W trójkę też pewnie przytnę, jak będę miał trochę więcej wolnego czasu (czyli pewnie koło wakacji). Trochę mnie odstrasza ta trójwymiarowa grafika i tryb FPP, ale może się przyzwyczaję.

Dobra, dygresje - wypierdalać! Mam spowrotem mojego xboxa, dzięki czemu mogę sobie od czasu do czasu, przez 5 minut pograć na emulatorach moich ulubionych platform - Atari 2600, Nesa i Snesa. W szerszej perspektywie, koło wakacji pogram sobie na X'ie wreszcie w Psychonauts - genialną grę, której niestety z różnych powodów nie skończyłem. Po wymuszonym, 3 miesięcznym odwyku od neta, oblukałem sobie www.tigsource.com i hmm, w sumie jest to temat na cały wpis, ale cieszy mnie bardzo, że dzięki zmianie sposobu dystrybucji (tym wszystkim xbox live, steamowi), znowu do głosu dochodzą grupki pasjonatów, dla których priorytetem jest nieszablonowe myślenie o branży elektronicznej rozrywki. Nie mówiąc już nic o flashowych produkcjach jak na przykład samorost. Branża się zmienia. Ta sama branża, w którą przez kilka lat tak usilnie starałem się "wkręcić". Ta sama, która mnie tak bezlitośnie obsrała. To ja i moja smutna historia prosto z bloków, posłuchaj tego, to jest gorsze niż harlekin!

Bendonc całkiem młodom wiewiurkom, natknąłem się na czasopisma Top Secret i Secret Service. Czasy to były, cytując klasyka, trochę straszne i trochę śmieszne. W świetlicy szkolnej królował niejaki Zdzich, których miał całą kolekcję figurek żółwi ninja (a w domu sterowiec, bazę i furgonetkę żółwi ninja), co sprawiało, że ja, z moim jedynym G.I. Joe - kapitanem jakimśtam czułem się trochę nieswojo. Zdzich miał też Pegazusa - chińskiej produkcji podróbkę najprostszego modelu 8 bitowego Nintendo. I ja też go miałem! Dzięki temu udało mi się nawiązać przyjazne stosunki ze Zdzichem. Na tyle przyjazne, że pożyczył mi nawet cartridge (kasetkę z grą) z Tsubasą i Goal 3! W ten sposób wszedłem na ścieżkę szatana i zdecydowałem, że granie w gry będzie moim sposobem na życie.

Na tym postanowieniu zakończę i czytelnicy pozwolą, że pozostawię naszego bohatera w błogiej niewiedzy. On jeszcze nie wie, ale narrator już wie, że interaktywna rozrywka zaważy na życiu naszego Pana X. Że podejmie współpracę z czasopismem X - jednym z chyba w tej chwili dwóch czasopism konsolowych i zostanie wydymany prosto w kiszkę stolcową bez wazeliny czy chociażby splunięcia. Niby było to jakieś doświadczenie, ale dupa boli. Chociaż w tej chwili już raczej tylko czasem swędzi.

Pogrążony w błogiej nieświadomości, podejmie pracę w firmie Y, gdzie przez swoją głupotę przyłoży się do zmasakrowania dwóch kultowych (nie lubię tego słowa) serii komiksowych. Następnie, na osłodę, wyląduje w Playu, czasopiśmie z recenzjami gier na Pc, prowadzonym wówczas przez Banana - Krzysztofa Paplińskiego, który nie tylko nie opieprzał go za recenzje w stylu Prince of Persia - Sands of time, w której bardziej niż na grze, skoncentrował się na konstrukcji samej recenzji. Gra była o manipulowaniu czasem, więc recenzja to oddawała - kończyła się na początku a zaczynała na końcu. Serio.

Banan dzielnie tolerował moje spóźnienia i liczne obsuwy (spróbujcie jednocześnie spędzać 8h w pracy, 2h na dojazdach, weekend na studiach, a w tak zwanym międzyczasie uczciwie skończyć grę i napisać (a nie sklecić) ciekawą formalnie recenzję. Cóż, chodziłem niewyspany.

Że czasopisma o grach to miejsce na literackie zabawy konwencją, żonglowanie słowem, a ciężka praca nauczył mnie drugi naczelny, który zastąpił Krzyśka Paplińskiego i jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił, było zerwanie współpracy ze mną. Pewnie słusznie. Uczciwie trzeba przyznać, że zapowiedz gry, którą mu wysłałem, nie była najlepsza. Cóż, mówiąc zupełnie uczciwie, była po prostu chujowa. Uczciwie trzeba dodać, że facet napracował się sprawdzając ten szit i nanosząc obszerne poprawki z tłumaczeniem, co jest źle, na czym naprawdę wiele skorzystałem i dużo się nauczyłem. Uczciwie też trzeba dodać, że po gorących zapewnieniach, że jednak współpracy nie zrywa, przestał przez 2 miesiące odpowiadać na maile, po interwencjach u sił wyższych, napisał, że jednak nic z tego nie będzie. Nikt nie jest idealny, nawet redaktor naczelny, a oni zazwyczaj mają dużo pracy.

W ten sposób branża, do której tak chciałem przynależeć pokazała zęby, zeżarła mnie, przetrawiła i wysrała.

So heartbreaking like loving a whore
Might hurt you once, but never no more!
It's like trying to fly but they clipping your wings
And that's exacly what the cagebird sings

Koniec części pierwszej. Część druga jak mi się bedzie chciało.

sobota, 7 lutego 2009

polecanki macanki

Jest sobie taki komiksiarz. Nazwijmy go na potrzeby tego wpisu Michalem Sledzinskim. Jak to sie czasem zdarza, komiksiarz ten ma dar zupelnie mu niepotrzebny - po prostu umie pisac publicystyczne teksty z pazurem. I umie dobrze i celnie dopierdolic. Ma swojego blogaska, na ktorym te teksty zamieszcza. I wlasnie pojawil sie tekst. Nie wazne w sumie o czym. Wazne, ze jest napisany tak, ze czytajac go zwijalem sie ze smiechu. Podam cycaty na zachete:

"Co oczywiście ma sens, zważywszy, że głównonurtowych twórców komiksu w Polsce interesuje jedynie " kurwa w dymku", co automatycznie wyklucza tworzenie przez nich długich i skomplikowanych historii."

"Duet albumowo debiutował w październiku 2003 roku komiksem Zło. Był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy nadany przez autorów tytuł bez ściemki i szczerze informował czytelnika o jakości zawartości, co się chwali."

"Z panem scenarzystą mam mały problem, który wynika po części z dość niskich pobudek, mianowicie zazdrości. Tomecki posiada rzadki dar pisania monologów wewnętrznych czy też dialogów w całkowitym oderwaniu od zastanej w kadrze sytuacji,"

dobra, dosyc, bo spale caly tekst. Mysle ze nawet osoba nie interesujaca sie komiksem moze przeczytac ten felietonik, bo dobry i smieszny.

Olga Kurylenko

Czasem wchodzimy na pudla i wierzymy w to co wyskoczy z gugla. Bo wbrew pozorom, na dupelku mozna znalezc czasem fajne rzeczy. Dzis na przyklad znalazlem rozbierana sesje Olgi Kurylenko dla ukrainskiego Maxima - http://www.pudelek.pl/artykul/15251/naga_dziewczyna_bonda/ . Oczywiscie jak zwykle w takich pismach, do sesji wysmarowali ja po calosci podkladem, zrobili ostre swiatlo a na koncu przeszla przez fotoszopa, co sktutkuje efektem "lateksowej skory", ale mozna to przebolec. Podobny typ urody ma Uma Turman, Kate Moss czy Mila Jovovich. I z tego co pamietam tez maja male cycki. Chyba. Mila ma chyba wieksze.

czwartek, 5 lutego 2009

Ten Typ Mes

Lubie Mesa. Bez kitu. Bo lubie i Tuwima i Bukowskiego i Celine, a Piotrek jest dla mnie polaczeniem tych trzech styli w hip hopowym wydaniu. Juz od poczatku wyroznial sie wsrod tlumu klonow Tedego i Zip składu, ale to do czego doszedl na Alkopoligamii juz mocno mnie zaskoczylo. Pozytywnie. No i nawet mi nie przeszkadza to, ze pozuje na polskiego Too shorta w pimperskiej marynarce i z cygarem i butelka w rece. Przynajmniej jest charakterystyczny.

Alkopoligamia nie jest spójną płytą, na szczęście. Bo wszystkie kawałki są bardzo dobre, ale jeden jest zajebisty. W dodatku jest to pierwszy kawałek, coś jak manifest programowy, z którym zresztą zgadzam się w 100%. Cytaty?

"Takie asy jak ja mają problem, ha, niejeden
Jak zaszyty gdy widzi kredens - pełen wódy
Ja zeszyty pełne tekstów, przeglądam
Oldskulowych jak Ninja i Shredder próby
Zgłębienia podwójnej natury gracza chcę dokonac
Czemu wygrywa i czemu sie stacza zobacz
Mogę cały dzien dlubać przy wersach
Słuchać Coffy Roya Ayersa słuchać, palić
Na parapecie popijając kawę
I wzlecieć myślami
Wyżej niż najwyzszy budynek w tym mieście"

"Ludzie w których oczach widzę szaleństwo
Oni rozumieją mnie a ja rozumiem ich
Zbyt dlugo w jednym miejscu nie mozemy byc
Tak nie umiemy zyc
Ludzie w ktorych oczach widze niepokoj czesto
Przyszlosc rzadko maja bezpieczna
Bo do problemow ciagnie ich jakas sila ciagle
Ciagle im malo, ryzyko plynie w ich zylach
Nie slabosc"

Bez sensu tak rzucac cytatami, kiedy kawalek w calosci mozna uslyszec w internecie. O tutaj: http://fazifaz.wrzuta.pl/audio/84u6FK8ni5/ten_typ_mes_-_widze_szalenstwo_...

O Mesie przypomnialem sobie, bo obecnie nagrywa nowa plyte. I jest juz kawalek, ktory ja promuje. I jest zajebisty. Tez. Znaczy tekstowo, bo muzycznie niestety taki sobie moim zdaniem.

"Bywa, ze w naszych lodowkach jadalny bywa tylko szron
Ale jestesmy schludni, alkopoligamia"

"Lubimy waskie cipki i szerokie horyzonty
Jak w TV trafi sie Mis, nikt nie wylaczy
Dla ciebie Kuba W, dla nas byl Mann i Materna
Po uzywane ksiazki do szkol szlismy na kiermasz
Gigi szkolil jak podrywac hamskim flirtem
Tsubasa sprzed telewizora wyganial na pilke
Moglismy wyrosnac na popaprancow
Bo to inna Wu-wu-a niz warszawa powstancow
Nie bronimy miasta, juz tylko dusze"

http://ctkuba.wrzuta.pl/audio/6Ugxz10Jkf/ten_typ_mes_-_my_promo_2008

No kurwa, niech ktos mi powie ze to jest slabe literacko.

Nie wiem, ja ten kawalek odbieram jako manifest pokoleniowy, moze dlatego, ze jestem z tego samego pokolenia co Mes. I o ile to lepsze niz ten smutny pretensjonalny glut - Autobiografia Perfectu Srerfectu.

raz raz próba mikrofonu

raz dwa trzy