środa, 18 marca 2009

muzycznie

Spam sprzed sekundy:" Wrozka Elwira zawiadamia: ktos wpisal Twoj numer gadu gadu uzywajac opcji "Rzuc klatwe". Aby dowiedziec sie wiecej, kliknij..." Czyli mnie tez, zaraz po Sledziu, dotknela klatwa Wrozki Elwiry. Czuje sie troche zaszczycony.

Tetris wypuscil w net nowe kawalki. "Takie to zwyczajne" powiedzial Mikolaj Tkacz kiedy mu dalem linka do mejspejsa Teta. W sumie sie zgadzam, ale dla mnie to zaleta w tym przypadku.

Wieczor i kawalek nocy poswiecilem na sluchanie Merzbowa, czyli japonskiego noise. Bardzo interesuje mnie muzyka, w ktorej nawet nie dekonstruuje sie muzyki (bo to robia swietnie producenci hip hopowi a z innej beczki Mr Oizo), tylko koncentruje sie na samej fakturze, rezygnujac swiadomie z formy utworu. Sluchanie tego jest dla mnie bardzo relaksujacym zajeciem, ale o tyle trudnym, ze potrzebuje odciecia wszystkich pozostalych bodzcow. Jest to ciekawe w podobny sposob, jak sluchanie odglosu silnika w autobusie, kiedy po dluzszej chwili zaczyna sie zauwazac, ze nie jest to jeden dzwiek a kilka roznych skladajacych sie na wspolna calosc.

Moje poszukiwania polaczenia free jazzu polaczonego z muzyka konkretna, a jednoczesnie dystansujacego sie od formy utworu muzycznego nadal trwaja. Poki co nadal najblizej jest Sun Ra.

poniedziałek, 16 marca 2009

nadciagaja czarne cummulusy

No coz, jestem zlym czlowiekiem. W poWSKowym spotkaniu w Kawangardzie, w trakcie rozmow i przerzucania sie anegdotkami powrocila sprawa mojego sposobu promocji blogaska. Coz, musze sie przyznac, ze to jednak troche byl social engineering i to jednak troche byl marketing wirusowy. Coz, sam jestem w sumie przeciwnikiem takich metod (co nie znaczy ze z nimi walcze, po prostu widze ze istnieja i biore na nie poprawke). Jednak swiadoma konsumpcja jest dla mnie wazniejsza i mniej utopijna niz smieszny buntowniczy antykonsumpcjonizm 15 latkow w koszulkach Che Guvary.

Smieszne dla mnie niestety jest, ze ludzie, ktorzy kreuja sie na przeciwnikow manipulacji i wielkich bojownikow o wolnosc jednostki, jednoczesnie tak latwo daja sie manipulowac. Ze odrzucajac "zalezne media", "trucizne" telewizji nie znaja metod wykorzystywancy przez media i w momencie jak sie je zastosuje w stosunku do nich, to lykaja to jak mlode pelikany.

To co ja zrobilem bylo jednak niewinna zabawka w stosunku do tego, co moga zrobic wielkie koncerny z ich think tankami i armia spin-doctorow. I jest to troche przerazajace. Podobny temat co u Moore w Watchmenach. Nie mowie juz o tym, ze moge sobie na przyklad zalozyc fundacje ratujaca kanadyskie foki (gratulacje za demonstracje pod ambasada Kanady w Warszawie - Canada couldn't care less) i koszac gruby hajs na Unii i procentach z podatkow, zatrudnic jakiegos oszolmskiego ekologa, ktory pociagnie armie zbutnowanych nastolatkow, ktorzy beda generowac rozne demonstracje i inne dzialania pozorne. Bush dokonal inwazji na Irak z powodu niestniejacej broni atomowej. Czy mozna uzyskac poparcie ekologow w celu dokonania inwazji na kraj, ktory dajmy na to zatruwa wode i poluje na jakies zwierzeta? Jeszcze nie. A w przyszlosci?

niedziela, 15 marca 2009

wsk i dwa "afterki"

Coz, bylem na WSK. I przeczytalem sprawozdanie z tej imprezy z Esensji. Byc moze moje
wrazenia sa nieobiektywne. Na Esensji napisali: "Podczas pierwszego dnia Warszawskich Spotkań Komiksowych rejwach był niesamowity – wnętrze Palladium przypominało płonący ul, zwłaszcza w godzinach południowych. Jednak do wieczora dotrwali jedynie najtwardsi." Ja mialem raczej odwrotne wrażenia. Fakt, nie byłem od rana. Fakt, wiekszosc imprezy tak naprawde spedzilem "na piwie" i kawie zalewanej w szklance w Grazynce - bardzo ciekawym lokalu, ktory w samym centrum Warszawy oferuje namiastke PRLu. Ale jak wpadalem na "Duza sale", na ktorej odbywaly sie prelekcje, to raczej swiecila ona pustkami. Czasem naprawde szkoda, bo goscie byli naprawde ciekawi. Jak pewien brodaty i wlochaty jegomosc sprowadzony przez Timofa, ktorego personaliow nie znam (jegomoscia nie Timofa), ale prowadzil on moderowane przez Daniela Chmielewskiego "one man show" z takim zaangazowaniem, jakby na sali bylo 500 osob. A bylo na oko tak okolo 20. Albo i mniej. Za to na bitwach komiksowych, ktore konczyly impreze, bylo juz full ludzi zajmujacych zarowno miejsca siedzace jak i stojace. Z innych refleksji - chyba wszyscy ktorzy pisza o komiksach i kupuja komiksy sa zarowno ich tworcami. Ah i pieniedzy wydalem wiecej niz zamierzalem ale i tak mniej niz potrzeba. To znaczy kupilem Maszina, Sfara od Kingpina i "To ja zabilem Adolfa Hitlera" od Jasona. Strasznie zaluje ze w budzecie nie zmiescil mi sie Jeju, Rry, Dick4Dick (chociaz Unka mowi ze to chuje), Fun Home, Oskar Ed i kilka innych rzeczy.

Po krotkim "afterparty" w kawangardzie (jak sie ma kawe w nazwie, to przydaloby sie zeby kawa byla jednak lepsza, chociaz bonus za to, ze cappucino to rzeczywiscie espresso ze spienionym mlekiem a nie trudny to zidentyfikowania "napój" z torebki), zawinalem sie na afterparty po afterparty, czyli ustawilem sie "na skarpce" z ludzmi juz nie zwiazanymi z komiksem. Pilismy piwo, darlismy jape i rzucalismy butelkami. Ciesze sie, ze po jakis dwoch latach spotkalem wreszcie Lysego a.k.a. Hydraulika. Bo caly czas mam w pamieci, jak kiedys wracalismy nad ranem po imprezie metrem i uraczyl mnie zajebistym wykladem na temat sniadan w Mc Donaldzie i dlaczego sa one chujowe. Nie bede przytaczal argumentow, bo po prostu nie potrafie powtorzyc tej prelekcji. Ale byla ona swietna.

Pogadalismy sobie o zyciu. Fajnie uslyszec czasem, ze kogos tez wkurwiaja podobne rzeczy jak i mnie. Ze ktos tez zauwaza, ze w gruncie rzeczy Polacy sa spolaryzowani pomiedzy wyznawcow Ojca Rydzka i Ojca Michnika i wlasciwie istnieje spoleczny przymus, zeby opowiedziec sie po strone jednego z Ojcow Dyrektorow. Ze ci, ktorym sie wydaje, ze walcza z systemem sa w istocie najbardziej przez system dymani i kupuja szyte przez Chinskie dzieci koszulki z podobizna Che Guvary. Ze Waszka G jest kolesiem centralnie z kosmosu, ale udalo mu sie stworzyc haslo "zycie jak maczeta", ktore idealnie oddaje zlozonosc zycia ludzkiego. Ze Gracjan jest kolezka, ktory nakrecil siebie jak biega bez majtek i smaruje sie blotem spiewajac piosenke o motylkach i to juz wystarczylo, zeby wzieli go do reklamy Media Marktu. Ze koles, ktory zalatwia milionowe kontrakty potrafi sie wysrac w kiblu, nie spuscic po sobie wody i nie umyc rak, chociaz wydawalo by sie, ze powinno sie od niego oczekiwac jakiejs tam kultury. Ze demokracja jest ustrojem najblizszym anarchii, a w spoleczenstwie (ktore bedzie glosowac raz na Pis raz na SLD na zmiane), wystarczy ze jest 51% ludzi glupich, zeby rzadzili pozostalymi 49%. I tak dalej.

poniedziałek, 2 marca 2009

smietnik 3

W Gazecie Wyborczej wlasnie odkryli viral marketing. Gratulacje. W sama pore. Mam znajoma, ktora sie tym zajmuje (organizacja, nie klepaniem opinii). Od 4 lat.

Ostatnio dochodze do wniosku, ze duzo tracimy przez to, ze ladny kawalek czasu temu, ktorys z naszych przodkow przez przypadek wrzucil antylope do ognia. To, ze surowa ryba jest dobra, to wie kazdy. Bo sushi lubi kazdy. Carpaccio ewidentnie jest zajebiste, tatar rowniez. Proscutto (takie suszone, nie gotowane) - mniam jak najbardziej. Za to, jak rozmawiam ze znajomymi, to nie za wiele osob dzieli moja pasje do stekow bardzo mocno rare, czyli tylko lekko sciete na wierzchu, a wewnatrz mocno krwiste. A do takiej refleksji sklonila mnie sytuacja z dzisiejszego poranka. Robilem jajka na miekko, niechcacy wylaczylem wode i jajka wyszly surowe. Ale zjadlem je w takiej postaci, bo okazaly sie bardzo smaczne. Nie bez zwiazku jest pewnie fakt, ze to nie sa jajka fermowe.

Nie dziala mi hypemachine, a chcialem zarzucic jakimis lanserskimi lineczkami do nowych kawalkow. Trudno, powyciagam suchary z majspejsa.

Shawty Redd - producent hip hopowy. Ujal mnie tym, ze kiedys mial obrazek pani tanczacej na rurze w strip clubie z podpisem "I support single moms". To co robi, to polaczenie takiego klasycznego RNB w wydaniu Motown z hip hopem (oczywiscie), oslizglymi syntetyzatorami a'la lata 80, oslizglymi vocoderami a'la Daft Punk czy Cher.

Izza Kizza - pan z zupelnie innej bajki, czyli odlot w stylu Missy Elliot ale w meskim wydaniu. Na szczegolna uwage zasluguje Red Wine - zabojczy miks etnicznego motywu, neurotycznego riffu na wysokich rejestrach pianina, buczacego syntha i ostatnio modnych w hip hopie stereofonicznych bebnow.