niedziela, 8 lutego 2009

pokolenie 8 bitów?

Ostatnio, przy okazji kilku wydarzeń dorwała mnie nostalgia. Mój brat wreszcie przyniósł wyniesionego do kolegi xboxa. Kupiłem nowy komputer. Nie jest to sprzęt do grania, co wcale nie przeszkadza mojemu bratu. Wrócił ze sklepu z pudełkiem zawierającym Fallouta 3 i blokuje mi dostęp. Cóż, trochę go rozumiem (i dlatego nie przepędzam), bo sam zarwałem kilka nocy grając w pierwszą i drugą część. Wtedy na jego kompie. W trójkę też pewnie przytnę, jak będę miał trochę więcej wolnego czasu (czyli pewnie koło wakacji). Trochę mnie odstrasza ta trójwymiarowa grafika i tryb FPP, ale może się przyzwyczaję.

Dobra, dygresje - wypierdalać! Mam spowrotem mojego xboxa, dzięki czemu mogę sobie od czasu do czasu, przez 5 minut pograć na emulatorach moich ulubionych platform - Atari 2600, Nesa i Snesa. W szerszej perspektywie, koło wakacji pogram sobie na X'ie wreszcie w Psychonauts - genialną grę, której niestety z różnych powodów nie skończyłem. Po wymuszonym, 3 miesięcznym odwyku od neta, oblukałem sobie www.tigsource.com i hmm, w sumie jest to temat na cały wpis, ale cieszy mnie bardzo, że dzięki zmianie sposobu dystrybucji (tym wszystkim xbox live, steamowi), znowu do głosu dochodzą grupki pasjonatów, dla których priorytetem jest nieszablonowe myślenie o branży elektronicznej rozrywki. Nie mówiąc już nic o flashowych produkcjach jak na przykład samorost. Branża się zmienia. Ta sama branża, w którą przez kilka lat tak usilnie starałem się "wkręcić". Ta sama, która mnie tak bezlitośnie obsrała. To ja i moja smutna historia prosto z bloków, posłuchaj tego, to jest gorsze niż harlekin!

Bendonc całkiem młodom wiewiurkom, natknąłem się na czasopisma Top Secret i Secret Service. Czasy to były, cytując klasyka, trochę straszne i trochę śmieszne. W świetlicy szkolnej królował niejaki Zdzich, których miał całą kolekcję figurek żółwi ninja (a w domu sterowiec, bazę i furgonetkę żółwi ninja), co sprawiało, że ja, z moim jedynym G.I. Joe - kapitanem jakimśtam czułem się trochę nieswojo. Zdzich miał też Pegazusa - chińskiej produkcji podróbkę najprostszego modelu 8 bitowego Nintendo. I ja też go miałem! Dzięki temu udało mi się nawiązać przyjazne stosunki ze Zdzichem. Na tyle przyjazne, że pożyczył mi nawet cartridge (kasetkę z grą) z Tsubasą i Goal 3! W ten sposób wszedłem na ścieżkę szatana i zdecydowałem, że granie w gry będzie moim sposobem na życie.

Na tym postanowieniu zakończę i czytelnicy pozwolą, że pozostawię naszego bohatera w błogiej niewiedzy. On jeszcze nie wie, ale narrator już wie, że interaktywna rozrywka zaważy na życiu naszego Pana X. Że podejmie współpracę z czasopismem X - jednym z chyba w tej chwili dwóch czasopism konsolowych i zostanie wydymany prosto w kiszkę stolcową bez wazeliny czy chociażby splunięcia. Niby było to jakieś doświadczenie, ale dupa boli. Chociaż w tej chwili już raczej tylko czasem swędzi.

Pogrążony w błogiej nieświadomości, podejmie pracę w firmie Y, gdzie przez swoją głupotę przyłoży się do zmasakrowania dwóch kultowych (nie lubię tego słowa) serii komiksowych. Następnie, na osłodę, wyląduje w Playu, czasopiśmie z recenzjami gier na Pc, prowadzonym wówczas przez Banana - Krzysztofa Paplińskiego, który nie tylko nie opieprzał go za recenzje w stylu Prince of Persia - Sands of time, w której bardziej niż na grze, skoncentrował się na konstrukcji samej recenzji. Gra była o manipulowaniu czasem, więc recenzja to oddawała - kończyła się na początku a zaczynała na końcu. Serio.

Banan dzielnie tolerował moje spóźnienia i liczne obsuwy (spróbujcie jednocześnie spędzać 8h w pracy, 2h na dojazdach, weekend na studiach, a w tak zwanym międzyczasie uczciwie skończyć grę i napisać (a nie sklecić) ciekawą formalnie recenzję. Cóż, chodziłem niewyspany.

Że czasopisma o grach to miejsce na literackie zabawy konwencją, żonglowanie słowem, a ciężka praca nauczył mnie drugi naczelny, który zastąpił Krzyśka Paplińskiego i jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił, było zerwanie współpracy ze mną. Pewnie słusznie. Uczciwie trzeba przyznać, że zapowiedz gry, którą mu wysłałem, nie była najlepsza. Cóż, mówiąc zupełnie uczciwie, była po prostu chujowa. Uczciwie trzeba dodać, że facet napracował się sprawdzając ten szit i nanosząc obszerne poprawki z tłumaczeniem, co jest źle, na czym naprawdę wiele skorzystałem i dużo się nauczyłem. Uczciwie też trzeba dodać, że po gorących zapewnieniach, że jednak współpracy nie zrywa, przestał przez 2 miesiące odpowiadać na maile, po interwencjach u sił wyższych, napisał, że jednak nic z tego nie będzie. Nikt nie jest idealny, nawet redaktor naczelny, a oni zazwyczaj mają dużo pracy.

W ten sposób branża, do której tak chciałem przynależeć pokazała zęby, zeżarła mnie, przetrawiła i wysrała.

So heartbreaking like loving a whore
Might hurt you once, but never no more!
It's like trying to fly but they clipping your wings
And that's exacly what the cagebird sings

Koniec części pierwszej. Część druga jak mi się bedzie chciało.

2 komentarze:

  1. Pamiętam tę świetlicę i tego Zdzicha.

    A szkolna świetlica, wraz z całą szkołą ma teraz bardzo falloutowe klimaty. Nawet się tam w paintballa nielegalnie strzelają.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, widzialem z dala, zdaje sie ze parkuja tam samochody na szkolnym boisku. Ze Zdzichem zdaje sie dziwne rzeczy sie dzialy, nawet mnie doszly sluchy, ze uciekl z domu czy cos, znaczy wczesniej, bo ciezko uciekac z domu w wieku 26 lat;) No i chodzil z Iza Klim, ciekawe jak ona teraz wyglada.

    Tylko nie spojleruj mi w komentarzach ze swoim supernintendo, bo to bedzie w nastepnym odcinku;)

    OdpowiedzUsuń